16 grudnia 2015

CAPÍTULO 4

    Info!!!
Usuwam z opowiadania Sebastiana, Łukasza i Przemka!
Dziękuję za uwagę xd
------------------------------------------------------------------

      - Bosz, masakra.. Nie wiem jak wy dziewczyny, ale dawno nie było mi tak dobrze, jak teraz - powiedziałam zasiadając przy stoliku kawiarni, w której się umówiłyśmy. - A tak właściwie to gdzie się wszyscy chłopcy podziali?
     - Patryk miał jakąś tam sprawę do załatwienia i wziął ze sobą chłopaków.. Szczerze mówiąc, to ostatnio zwróciłam uwagę na to, że od jakiegoś czasu troszku się dziwnie zachowuje. I boję się, że ma jakąś inną laskę na boku - powiedziała Jula i trochę się zasmuciła.
     - Ejj! Nawet tak nie myśl - wydarła się na nią Marlena. - On cię bardzo, ale to bardzo kocha i nie ma innej. Nie ma takiej opcji.
     - To jak wytłumaczyć to jego dziwne zachowanie? - trzymała się nadal swojej myśli.
     - Spróbuj myśleć logicznie.. Co jest za trzy dni? - zapytała się jej Iza.
     - Za trzy dni? Za trzy dni będzie 1 lipca - odpowiedziała.
     - A czy przypadkiem to nie jest dzień twoich urodzin? - spytała Olka.
     - Coo? Aaa - palnęła się w głowę. - Zupełnie zapomniałam.
     - To normalne.. - zaczęłam - zakochany człowiek już tak ma - dokończyłam i puściłam do niej oczko. - Ja to tam mam na najbliższy czas od tego spokój, bo nie zamierzam się z nikim na razie związywać...

~W tym samym czasie~
     - Czego ty tak konkretnie szukasz? - zapytał się mój brat.
     - Coś wyjątkowego, coś co się jej spodoba.. - odparłem.
     - Ale te wszystkie rzeczy są wyjątkowe.. - podrapał się po karku Szymon i zaczął rozglądać się po sklepie.
     - No właśnie... Dobra, koniec gadaniny. Mamy niecałą godzinkę czasu, więc musimy się sprężać.
     Rozeszliśmy się w różne strony sklepu jubilerskiego, a mówiąc szczerze jest on tak wielgaśny, że zgubić się tu można. Ruszyłem na początku w stronę działu, gdzie znajdowały się naszyjniki. Po chwili jednakże mnie olśniło. Ostatnio trochę się dziwnie zachowywałem z tego względu, że zbliżają się jej urodziny, ale Jula mogła te zachowanie inaczej odebrać. I  chcę właśnie dla niej jak najlepszy prezent, żeby wiedziała, że była, jest i będzie najważniejsza w moim życiu. Ona jest tą moją jedyną i nie chcę nikogo innego. Od razu powędrowałem na dział z pierścionkami i długo, wraz z pomocą ekspedientki, wybierałem obrączki, ale nie takie ślubne, tylko zwykłe. W końcu trafiłem na idealne, oby tylko jej się spodobały. Zapłaciłem za nie i ciepło podziękowałem za pomoc. Wyszedłem z jubilera i dołączyłem do chłopaków, którzy czekali na mnie.
     - Znalazłeś ten wyjątkowy prezent? - zaciekawili się.
     - Mam nadzieję, że tak. Ale nie ważne, co to takiego - dowiedzą się tego później.- To jak? Idziemy do dziewczyn, czy będziemy tu tak stać jak jakieś ciołki?

     - No oczywiście, że idziemy. W końcu dziewczyny siedzą w kawiarni to może zamówiły nam cosw słodkiego - odezwał się Dam.

     Spojrzaliśmy wszyscy na siebie. Nasze oczy mówiły same za siebie i prawieże ruszyliśmy biegiem do kawiarenki. Myśl o słodkim cieście nas bardzo, ale to bardzo podnieciła. Jednakże to, co zastaliśmy na miejscu nas załamało. Nasze dziewczynki chyba o nas zapomniały i nic nam nie zamówiły.

     - A gdzie dla mnie ciasto? - zapytałem się.

     - Nie ma. Zjadłam - powiedziała moja ukochana i zaczęła się śmiać z przyjaciółkami. - A po drugie: trzeba sobie na nie zasłóżyć.

     Bez namysłu podszedłem do nich, dostawiłem sobie krzesło z sąsiedniego stolika, usiadłem obok Juleczki i dałem jej całusa w policzek.

     -  A teraz zasłóżyłem?

     - Dała Ci bozia rączki i nóżki?... No właśnie, więc sam se idziesz.

     - Ehh... - wzdechnąłem.

     Zrezygnowany wstałem i z chłopakami ruszyłem po zakup ciasta, kiedy to rozległ się głos dziewcząt.

    - To jak chcecie to jedzcie sobie ciasto, a my idziemy na pizzę - zaczęły się powoli zbierać.

     - Ejj no... Idziemy z wami - odezwał się Gabryś...


---------------------------------
Ehh.. Coś tu wydukałam. Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale musiałam coś w końcu dodać po długim czasie nieobecności. :)

30 sierpnia 2015

CAPÍTULO 3

   Zadziwiające jest to, że ten tydzień minął aż tak niespodziewanie szybko. Jak za mrugnięciem oka. To właśnie dziś jest ten dzień, zakończenie roku SZKOLNEGO. Bardzo, ale to bardzo się cieszę z tego powodu, gdyż wreszcie będę mogła odpocząć od tego wszystkiego. Od NAUKI. Od NAUCZYCIELI. I dwa miesiące spędzone w raju. Ahh, czegoż chcieć więcej?
   Spojrzałam na zegarek. Wskazywał dopiero godzinę 6:15, a mi się już nie chciało spać, dlatego też wstałam tak, aby nie obudzić dziewczyn (zrobiłyśmy sobie tzw. PIŻAMA PARTY) i poszłam go garderoby wybrać sobie jakieś ubrania na dzisiaj, i kiedy już wybrałam sobie zestaw udałam się do łazienki. 
   Drzwi zamknęłam na klucz, aby ktoś przypadkiem tutaj nie wszedł. Odłożyłam rzeczy na bok, ściągnęłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. W końcu trzeba było się jakoś odświeżyć. I tak szczerze mówiąc lubię jak ciepłe krople wody spływają po mym ciele. Wzięłam gąbkę, namoczyłam ją i polałam ją swoim ulubionym żelem o zapachu róż. Wymyłam z dokładnością ciało i nadeszła pora na włosy. Nalałam szampon na dłoń i zaczęłam wcierać go w głowę. Spłukałam go dokładnie i mogłam już wyjść. Wzięłam ręcznik, trochę się nim powycierałam, a następnie ubrałam na siebie szlafrok. Stanęłam przed dużym lustrem. Rozczesałam swoje włosy i po chwili zaczęłam je suszyć, a kiedy już suche były to się ubrałam i zrobiłam makijaż.
   Byłam GOTOWA. Przyglądałam się swojemu odbiciu. Wyglądałam inaczej niż zawsze. Od tamtego dnia, kiedy to zerwałam z Dawidem, zmieniłam się. Zaczęłam się ubierać nieco odważniej, JA to teraz kolory takie jak biel, czerń i odcienie szarego. Mój makijaż też się zmienił, stał się mocniejszy. Próbuję tym pokazać, że jestem silna, ale tak naprawdę to jestem słaba. SŁABA. Ubiór nie zawsze odzwierciedla to, co mamy w środku, ale cóż innego zrobić, skoro życie to ciągły bal przebierańców?
   Przeczesałam ręką swoje długie włosy w odcieniu ciemnego blondu, próbując je jakoś ułożyć. Na marne. Zawsze z nimi mam największy problem. "Chyba później wybiorę się do fryzjera i coś z nimi zrobię" pomyślałam. Zaczesałam część włosów na lewą stronę, zrobiłam z nich lekką grzywkę i popsikałam delikatnie lakierem do włosów. Było prawie że perfekcyjnie.
   Zeszłam na dół do kuchni i postanowiłam zacząć szykować śniadanie dla siebie i dziewczyn. Obstawiłam na gofry z owocami i bitą śmietaną. Kiedy skończyłam je już robić spojrzałam na zegar, który wskazywał 8:45. Jest jeszcze niecała godzina do wyjścia. Powoli też zaczęły się pojawiać się dziewczyny. Marlena, Ola, Jula i Iza zasiadły przy stole, gdzie wszystko było już przeze mnie naszykowane.
   - Hej dziewczyny - przywitałam się z nimi. - Jak się spało?
   - Aa dobrze - powiedziała Jula z uśmiechem i się przeciągnęła. - Nadal nie mogę uwierzyć, że już jutro wylatujemy do Hiszpanii podbijać Barcelonę. Mamy zajebistych rodziców. W końcu to oni nam je załatwili.
   - Masz racje - przyznała jej Olka. - Trzeba będzie się wybrać jeszcze dzisiaj na jakieś małe zakupy do tej nowej galerii. Słyszałam, że są tam zajebiste ciuszki.
   - W sumie przydałoby się kupić kilka nowych rzeczy, więc czemu by nie - zgodziła się Iza.
   - A więc postanowione. Po całym tym zakończeniu idziemy na zakupy - ucieszyła się Mar.
   Zjadłyśmy śniadanie, posprzątałyśmy trochę po sobie i rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Poszłam szybko je otworzyć o mało co nie zabijając się o swoje buty. Stała tam cała banda, a na myśli mam Damiana, Patryka, Gabrysia, Szymona, Sebastiana, Przemka i Tuttiego.
   - Uno momento por favor - powiedziałam szybko. Poszłam do dziewczyn: - Dziewczynki, zbierać się - wzięłyśmy z salonu swoje torebki i wyszliśmy z mojego domu.
   Moje przyjaciółki od razu pobiegły w ramiona swoich chłopaków, a ja się im tylko przyglądałam im i uśmiechałam się. Cieszyłam się, że są szczęśliwi. Moje szczęście było mniej ważne. Szłam z Sebkiem, Przemem i Tuttim,  który jak zawsze opowiadał te swoje żarty. Z nim zawsze było dużo śmiechu.
   Zdążyliśmy w ostatniej chwili, ponieważ zakończenie właśnie się rozpoczęło. Usiedliśmy w ostatnim rzędzie i mniej więcej słuchaliśmy co dyro ma nam do przekazania. Jeszcze wzywał nas też na środek, aby wręczyć nam nagrody. Następnie rozeszliśmy się do klas. Ja weszłam jako ostatnia. Wszystkie miejsca były zajęte, tylko jedno było wolne. Obok tego dupka. Nie mając żadnego wyjścia usiadłam obok niego. Muszę to jakoś wytrzymać.
   - Cześć - odezwał się cicho i niepewnie do mojej osoby.
   - Elo - rzuciłam od niechcenia dodając sobie w głowie "SZMATO".
   Coś tam jeszcze do mnie szeptał, ale w ogóle go nie słuchałam, gdyż nie miałam takiej potrzeby. Czułam jeszcze jak szturchał mnie po nodze pod ławką, żebym zwróciła na niego jakąkolwiek uwagę. Na początku nie zwróciłam na to uwagi, ale stało się to tak denerwujące, że w końcu syknęłam:
   - Czego ty kurwa ode mnie chcesz?! - wszyscy na mnie spojrzeli. Przyjaciele ze zrozumieniem, a pozostała część klasy, łącznie z wychowawczynią, ze zdziwieniem. No tak.. W końcu byłam według nich grzeczną i poukładaną dziewczynką, ale coś trochę się pomylili.
   - Nie rozumiesz tego, że ja Ciebie nadal kocham?! Że jesteś dla mnie najważniejsza?! - wykrzyknął swoje uczucia.
   - A ty nie rozumiesz tego, że strasznie mnie zraniłeś i nie chce mieć z Tobą nic wspólnego?! - 'wszystkim' kopary opadły. - No proszę, przyznaj się klasie jakim to chamem jesteś - plunęłam mu słowami w twarz i wyszłam z klasy mamrocząc do wychowawczyni "Do widzenia".
   Opuściłam budynek szkolny i przy fontannie czekałam na swoich przyjaciół. Na szczęście długo czekać nie musiałam, ponieważ po niecałych dziesięciu minutach 'spotkanie' się zakończyło i po chwili oni już byli przy mnie.
   - Babka kazała temu debilowi zostać jeszcze w klasie - powiedział Tutti i zaczął się śmiać z tego powodu. Już jakiś czas temu zdążyłam zauważyć, że ma jakieś dziwne poczucie humoru, ale tak poza tym jest wszystko w porządku, ale widać, że niekiedy jest naprawdę stuknięty.
   - Mnie to w sumie mało co obchodzi. Debil zawsze pozostanie debilem. Okej chłopaki, my uciekamy z dziewczynami na zakupy. JAK chcecie to możecie iść z nami.. - odezwałam się.
   - Zakupy? Nie bardzo mi się chce, ale potrzebuję coś załatwić w galerii, więc idę - jak na razie dotąd z chętnych był tylko Patryk. Jula ucieszyła się z tego powodu i widać, że miała mały plan jak to namówić pozostałych chłopaków.
   - Jej, zamierzamy też iść z dziewczynami do sklepu z BIELIZNĄ - podkreśliła mocno to słowo - aby kupić jakieś seksowne stroje kąpielowe i parę kompletów bielizny - gdy skończyła mówić to widać było, że Patryk się podniecił, a pozostali stali z wytrzeszczonymi oczami. - Jak nie chcecie iść to trudno. My idziemy, bajo - złapała swojego chłopaka za rękę i ruszyłyśmy powoli w stronę galerii, która w sumie tak daleko się nie znajdowała od miejsca, w którym właśnie się znajdowaliśmy.
   - Ejj, czekajcie! Idziemy z wami - usłyszałyśmy głos chłopaków, którzy po sekundzie znajdowali się koło nas.
   - Zboczeńce - zaśmiałam się na głos.
   - No weś - zaczął Szymek. - Nie przepuściłbym takiej okazji - dokończył i złożył na policzku Izy soczystego całusa.
   - Szymuś.. - zaczęła słodko Iza.
   - Tak, kochanie?
   - Nie podlizuj się tak - odpowiedziała mu i puściła do niego oczko.
   - Ale i tak się pokażesz - zaczął z nadzieją.
   - Się zastanowię.
   Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Szymon zaczął robić do niej maślane oczka, a że według niej zawsze robił je tak słodko, że uległa mu tak jak zawsze.
   - Izka, ale tyś łatwa - zaśmiała się Mar.
   - Cii, nie było tematu - uciszyła ją.
   Tak, niech jeszcze zaczną gadać o seksie to się chyba popłaczę ze śmiechu. Czyżby mi ktoś czytał w myślach?
   - Ejj, chłopaki, też tak macie, że macie zachcianki? - zapytał się chłopaków Przemek.
   - Hahaha! - ja to chyba najbardziej z nas wszystkich się śmiałam.
   - Noo.. Eeee. Ja mam, chyba.. Ale nie będę zmuszał Mar. Wszystko nadejdzie w swoim czasie - przyznał zawstydzony Gabryś.
   - Może nie takie tematy przy dziewczynach, chłopie - Tutti pchnął lekko Przemka w ramię. Na szczęście, powiedział to szeptem, że tylko ja i on to usłyszeliśmy...

Te voy amar - wymowa

Es poko desir, keeres mi luz mi sielo mi otra mitad
Es poko desir, ke darija la wida por tua mor jaun mas
Ja no me alkanzan las palabras no
Para eksplikarte lo ke siento jo
I todo lo ke was kałsando en mi
Lo blanko i negro se włelwe color
I todo es dulse kłando esta en tu woz
I si nase de ti.

Te woj a amar i aserte sentir
Ke kada dija jo te włelwo aelehir
Porke me das tua mor sin medir
Kiero wiwir la wida entera hunto a ti.

La wida entera solos tu i jo (princesa trawiesa)

Es poko desir, ke soj kien kłida como anhel gardian
Es poko desir, keen un beso tujo siempre enkłento mi pas
Ja no me alkanzan las palabras no
Para eksplikarte lo ke siento jo
I todo lo ke was kałsando en mi
Lo blanko i negro se włelwe color
I todo es dulse kłando esta en tu woz
I si nase de ti.

Te woj a amar i aserte sentir
Ke kada dija jo te włelwo aelehir
Porke me das tua mor sin medir
Kiero wiwir la wida entera hunto a ti. Ehh ehh

Te woj a amar i aserte sentir
Ke Kada díja jo te włelwo aelegir
Porke me das (porke me das) tua mor sin medir (oh oh)
Kiero wiwir la wida entera hunto a ti eh eh
Wiwirlo oh oh wiwir la wida entera (hunto a ti)
Mi korazón espera, serás mi princesa traviesa
Mi princesa traviesa tu serás, no płedo parar, no płedo parar de imahinar
Porke me das tua mor sin medir
Kiero  la vida entera hunto a ti
Es poko desir, keen un beso tujo siempre enkłentro mi pas




Me gustas - wymowa

Me gustas tus defektos, Te asen mas umana
Tu risa imperfekta, Tu kara despehada
Tusohos ałn dormidos, Desnuda en pihama
Me gusta komo eres resien lewantada

Me gustas sinsera i muj alokada
Riendote por todo, Jorando por nada
Me gusta tu enwoltorio de ninia trawiesa
Me gusta tu ternura, Tu olor a frambłesa

Tunajgt jo te kiero konkistar
Tunajgt Nadie Nos Podra Parar
Let Jor Hert Bi Frii
Fell maj enerdżi
Kome on bit wicz mi, Amor

Tunajgt, Tunajgt
Let mi rajd wicz ju
Let mi di on ju
Let me szejk tu corazon
Tunajgt, Tunajgt
Seras para mi
Jehare asta el fin
Bejbi plis dont get mi wrang

Me gusta la juwia kajendo en tu kara
Me gustas salwahe i muj despienada
Me gustas kompleta, de pies a kabeza
Me gustas kruda i de una pieza

Me gusta la sonrisa ke oskultas tras los labios
Tusohos kerrados kuando nos enrojamos
Me gusta como tiemblas entre mis brazos
Tu risa nerwiosa, tus manos sudando 

Tunajgt jo te kiero konkistar
Tunajgt Nadie Nos Podra Parar
Let Jor Hert Bi Frii
Fell maj enerdżi
Kome on bit wicz mi, Amor

Tunajgt, Tunajgt
Let mi rajd wicz ju
Let mi di on ju
Let me szejk tu corazon
Tunajgt, Tunajgt
Seras para mi
Jehare asta el fin
Bejbi plis dont get mi wrang



Lanzalo - wymowa

Kiero un mundo dibuhado
Kon palomas de Pikasso
Kon kansiones de John Lennon
Enla punta de los labios

Siho ahi perdido enuna isla
Todo lo ke tengo esun papel
Enwinare al mundo oj un s.o.s
Ke desir enpokas linas, no lo se...

Lanfalo
Ke nawehe pasalo
Keen las olas wiahe lajlusion
Porun mundo mehor
Lanfalo 
Lo podemos intentar
Miles de botellas porel mar
Van jehwando este mensahe
Lanfalo
Nanananana
Lanfalo 
Nanananana

Eskuczando elkanto de sirenas
E wisto de lehos naufragar
Tantos suenios presos
De la ambision kel fin
No se sies mehor wiwir aki ładil

Lanfalo
Ke nawehe pasalo
Keen las olas wiahe lajlusion
Porun mundo mehor
Lanfalo 
Lo podemos intentar
Miles de botellas porel mar
Van jehwando este mensahe
Lanfalo
Nanananana
Lanfalo 
Nanananana

Kiero un mundo sin fronteras sin barteras sin
Solados disparando enlas tentras a otros ombres
Asustados, baho lejes de hobiernos pasifistas difrazados
Kon oskuras ambisiones i sun kuentos tan baratos
Kiero un mundo sin mentiras nos kuelan a dihario,
Poderosos, ke permiten ke se mueran mientras
Tanto sin eskuela, medisinas, alimentos, desausiados 
Alimentan la karrera darmamentos kon deskaro
Kiero un mundo sin prehusios sin racismo, mas umano
Siendo todos iguales el moreno jel mas klaro.
Elke nase enlesta tierra o elke jeha dotro lado,
Elke piensa dotra forma siempre atodos respetando
Kiero un mundo dibuhado kon palomas de Pikasso
Kon kansiones de John Lennon enla punta de los labios
Kon klaweles enla boka de fusiles rekortados, con
Pajsahes en losohos de ese sielo limpio klaro
Kiero un mundo sin los boskes por insensidos  arrasados,
Por los turbios intereses de unos kuantos desalmados,
Sin basura sobre el ahua de los rijos ke otros kuantos, 
Van wertiendo por negosios sin remedio a su paso.




Mas de mil años - WYMOWA

Mas de mil anios sin olerte
Mas de mil anios sin tu... woz
Paso el werano i jo no olwido
Ese dija en tu abitasion...

Es luna jena tu kana serena
I jo muriendo de amor i el resto lo izel kalor

Sihues husto ai, respirandome
I mi piel aun suenia con tu piel
Podrijan pasar mas de mil anios i sehuirija aniorandote

A fuego se marko tu imahen, en piedras eskribio tua mor

Akejo fue una obra de arte , un momento de inspirasion

I al dija sihiente, fui a buskarte urhente,
Pero tu ser se esfumo iel tiempo se conhelo.

Sihues husto ai, respirandome
I mi piel aun suenia con tu piel
Podrijan pasar mas de mil anios i sehuirija aniorandote

Oj desperte i ja no estabas
Mi mente alfin se libero 
Esta bataja esta hanada, pero włelwe otra wez tua mor.



24 sierpnia 2015

CAPÍTULO 2

   No oczywiście.. Tego można było się spodziewać. Na ławce siedział nikt inny tylko oczywiście ten dupek, Dawid. Nie spodobało mi się to, że siedział praktycznie przed domem Vanessy, ale cóż ja mogłem zrobić. No chyba, że...
   - Van, idź do domu. Ja za chwilkę do Ciebie wrócę, ale muszę se z kimś poważnie pogadać - powiedziałem. - Idź. Nie oglądaj się za siebie ani nie zatrzymuj. Idź prosto do domu - wyszeptałem do niej. Była troszkę wystraszona  i odezwała się cichym głosem:
   - Proszę Cię tylko, abyś przypadkiem nie zrobił czegoś głupiego...
   - Obiecuję.. - na moje słowa lekko się uspokoiła i ruszyła w kierunku swojego domu.
   Gdy zauważyłem, jak przechodziła obok ławki, że on wstał i chciał iść za nią to od razu wkroczyłem do akcji, a Van, tak jak jej wcześniej powiedziałem, przeszła na drugą stronę ulicy i przeszła przez furtkę prowadzącą do jej domu.
   - Ej, ej, ej.. Dokąd toż się wybierasz, koleżko?! - syknąłem i popchałem go lekko. Zachwiał się, ale równowagę utrzymał.
   - Spieprzaj z tymi rękami - odrzekł wkurzony. - I tak poza tym, to nie jest twoja sprawa i nie muszę Ci się z niczego tłumaczyć.
   - Nie moja?! Śmieszny jesteś chłopcze - zaśmiałem mu się w twarz. - Otóż jest to moja sprawa. W końcu chodzi tu o moją siostrę, śmieciu. Powiem Ci tyle.. Jesteś totalnym dupkiem bez jakichkolwiek uczuć. Trzeba było się liczyć z tym, co wyniknie z tego, kiedy to już cała prawda wyjdzie na jaw. Postaw się na jej miejscu... Nie wiesz, jak ona teraz przez Ciebie cierpi. Najlepiej będzie jak się od niej odpieprzysz.. Odpuść se, ZAPOMNIJ.. Przez to, co zrobiłeś już nie będziesz miał u niej żadnych szans. Poszukaj se innej, a Vanessę zostaw w spokoju, bo następnym razem nie będzie już tak miło jak teraz. Zrozumiano?! - wypowiadając ostatnie słowo złapałem go dwiema rękami za kołnierz jego koszuli w kratę i go podniosłem.
   - Puszczaj mnie, debilu - ohh.. Naprawdę? Tylko na tyle go stać? Beka.
   - Proszę bardzo - i rzuciłem nim tak, że leżał na trawie. - I jeszcze jedno.. ODPIEPRZ SIĘ od niej frajerze - plunąłem obok niego, odwróciłem się i ruszyłem w stronę domu Van. Jeszcze usłyszałem, że rzucał wiązankami na moją osobę, ale puściłem to mimo uszu, gdyż jeszcze trochę, a byłbym w stanie go zabić.

~-~

   Siedziałam w domu jak na szpilkach i czekałam, kiedy to w końcu pojawi się Damian. Z każdą minutą robiłam się coraz bardziej niespokojna, ponieważ nie wiedziałam, co się tam dzieje. Już miałam ochotę wstać z kanapy i zobaczyć czy aby przypadkiem się nie pozabijali, kiedy usłyszałam otwieranie drzwi i po chwili w salonie pojawił się Dam.
   - Co się tam działo? - zapytałam się.
   - Niee, nic. Nieważne... - odparł.
   - Mam nadzieję, że nie doszło tam do żadnej bójki.
   - Żadnej bójki nie było, więc o to się martwić nie musisz..
   - No dobrze... - westchnęłam. - Masz może ochotę na coś do picia lub do jedzenia?
   - To ja poproszę coś do picia.
   Usiadł na wygodnej kanapie, a ja ruszyłam do kuchni. Gdy już się tam znalazłam to wyciągnęłam z szafki dwa kubki i wsypałam do nich po dwie łyżeczki naszej ulubionej inki karmelowej. Zalałam ją mlekiem i wsadziłam do mikrofalówki, którą ustawiłam na dwie minutki. W między czasie położyłam na blat tackę, na której umieściłam talerz z ciasteczkami. DING! Zabrzmiał dźwięk mikrofali.Wyciągnęłam ze środka te kubki, posłodziłam jeszcze dla smaku i powoli ruszyłam z tym wszystkim do salonu.
   - Ty dobrze wiesz, co ja lubię - zaśmiałam się na jego słowa.
   Siedzieliśmy tak, pijąc ineczke oraz zajadając się ciasteczkami, i gadaliśmy na przeróżne tematy. Przeważnie to o szkole i o tym, że za niecały tydzień rozpoczną się moje upragnione wakacje. Jejku, ale się cieszę z tego powodu. W końcu będzie spokój od tych wszystkich nauczycieli i prac domowych. Nareszcie!
   - Nie wiem czy pamiętasz, ale za niedługo mamy wakacje i najlepsi ludzie ever podbiją Hiszpanię.. - Dam był cały podekscytowany.
   - Ahh.. No właśnie. Te słoneczko, plaże, te wszystkie sklepy i opaleni Hiszpanie. Aww - rozmarzyłam się. - Już nie mogę się doczekać.
   - To będą nasze najlepsze wspólne wakacje. Czuję to.
   - Ja też.. Ja też.. - odparłam na to. Przeciągnęłam się i oparłam o oparcie kanapy. Tak jakoś mi się zaczęły oczy przymykać i chyba usnęłam...

~-~
Tsaaa, wiem xdd rozdział do bani. ;D

22 sierpnia 2015

CAPÍTULO 1

   - Jak mogłeś mi to zrobić?! Dlaczego?! Oszukiwałeś mnie przez całe 2 lata! - krzyczałam. Łzy spływały mi strumieniami po policzku. Nie mogłam się uspokoić. Dławiłam się nimi. Coś mnie opętało. To nie byłam już JA. To nie ta dziewczyna, która zawsze była uśmiechniętą 16-latką.
   - Kotku, to nie... - zaczął, ale mu przerwałam.
   - Nie mów do mnie KOTKU. Nienawidzę Cię!! Rozumiesz?! NIENAWIDZĘ! - darłam się całym głosem. Wszyscy ludzie z parku patrzyli się na zaistniałą sytuację, jednakże nie zwracałam na tych ludzi żadnej uwagi. Jakbyśmy byli my sami. JA i ON. 
   - Daj mi to wszystko wytłumaczyć.. - próbował dalej.
   - CO tu jest takiego do WYTŁUMACZENIA?! Byłam dla Ciebie zwykłą ZABAWKĄ!! Dziewczyną z zakładu! - wykrzyknęłam mu w twarz.
   - Zgodziłem się na zakład, żeby nie wyjść przed kolegami na lamusa, ale.. Ale kiedy poznałem Cię bliżej to ja naprawdę się w Tobie zakochałem.. Jednakże nie miałem na tyle odwagi, żeby przyznać Ci się co do tego całego zakładu.. A teraz ty dowiedziałaś się prawdy od Filipa... Teraz jest mi strasznie głupio z tego powodu. Przepraszam... - chwycił moją dłoń, jednak ja ją szybko wyrwałam.
   - Jedno głupie PRZEPRASZAM nic nie zmieni.. Kochałam Cię, naprawdę, ale za bardzo mnie zraniłeś.. Może i kiedyś będę Ci w stanie wybaczyć, ale NIGDY nie zapomnę, jak chamsko się wobec mnie zachowałeś. I jeszcze jedno.. TO KONIEC.. Znajdź se kogoś z kim nie będziesz musiał być dla zakładu.. - powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia i uciekłam.
Nasze miejsce...
   Biegłam cały cały czas przed siebie. Przez łzy praktycznie nic nie widziałam, ale podążałam dalej naprzód. Dobrze wiedziałam, dokąd się kieruję. Z parku do lasu nie było aż tak daleko, może gdzieś tak z 1,5 km. Po kilku minutach dotarłam do skraju lasu i powoli zaczęłam iść przez drewniany mostek, który zrobiłam ze swoimi przyjaciółmi, aby przedostać się przez rzekę do prześlicznej polanki. Jak zwykle belki były prawie że całe mokre i bardzo śliskie, więc byłam zmuszona do tego, aby zwolnić krok.
   Zanim jednak jeszcze doszłam na miejsce, to myślałam, że będę tam sama.. Żeby nikt z moich przyjaciół nie widział, że płakałam.. I nadal płaczę. Jednak nie zawsze jest tak jak po naszej myśli. Na polanie pod dużym, rozłożystym drzewie leżał Damian. Nawet w sumie się cieszę, że właśnie on tu jest. To z nim właśnie najlepiej się dogadywałam. To z nim zawsze byłam blisko. Jesteśmy tak jak BRAT i SIOSTRA. SIOSTRA i BRAT. Znamy się praktycznie od dzieciństwa, tak jak z pozostałymi naszymi przyjaciółmi. Wszyscy możemy na sobie polegać.
   Ruszyłam powoli i niepewnie w jego kierunku i kiedy i ja znajdowałam się pod drzewem to usiadłam. Leżał z przymkniętymi oczami, ale kiedy mnie usłyszał to od razu się poderwał.
   - Siostra, co jest? - spytał jak zobaczył w jakim stanie jestem.
   - Dawid... - nic więcej nie musiałam mu mówić. Od nigdy mu nie ufał, ale akceptował go ze względu na mnie. Objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam i zaczęłam moczyć łzami jego koszulkę. Zaczęłam też mu wszystko opowiadać. Kiedy skończyłam to zauważyłam, że jest mega wściekły. Zacisnął prawą pięść i szeptał sobie pod nosem, że dorwie tego skurwiela. - Dam.. Nie warto, szkoda na niego rąk i czasu - próbowałam go uspokoić. 'Żeby tylko nie zrobił czegoś głupiego' pomyślałam sobie. Nie chciałabym, żeby trafił on do poprawczaka.
   - Ehh.. No dobrze - zrezygnował. Nie wyglądało to przekonująco, ale już sobie odpuściłam.
   W końcu z czasem się ogarnęłam i zaczęłam się śmiać. I to zasługa braciszka, zawsze, gdy jestem smutna, robi wszystko, żeby tylko na mojej twarzy wykwitł uśmiech.. Nie miał, co innego wymyślić tylko musiał zacząć mnie łaskotać, a doskonale wie, że mam łaskotki.
   - Hahaha! Okey, już wystarczy - wykrzyknęłam przez śmiech. - Nie wyrabiam już.
   - A co będę miał w zamian jak przestanę? - zapytał. Zawsze musi szantażować mnie w takiej sytuacji.
   - Miałam zamiar Ci dać dużą paczką żelek, ale zastanawiam się czy mam się rozmyślić - od razu przestał i spojrzał na mnie wielkimi oczyma. 'To zawsze działa' naszło mnie. - Mam pomysł. Dziś będzie u mnie chata wolna. Może zrobimy sobie jakąś imprezkę albo maraton filmowy z przyjaciółmi?
   - Mnie to się podoba pomysł z maratonem i najlepiej jakby wybrać jakieś horrory. Lubię jak to przestraszona Ola się do mnie przytula.. - rozmarzył się jak zawsze o niej. Cieszę się, że jest z nią szczęśliwy. A skoro on to ja też.
   - No to wieczorem u mnie..
   - Co u Ciebie wieczorem? - do uszu doszedł głos Marleny.
   - Kąpiel w żelkach - palnął Dam z wielkim bananem na twarzy.
   - Ja to tam wolę żelki jeść, a nie się w nich kąpać - odpowiedziała mu na to Mar.
   - No przecież tylko żartuję - i puścił oczko.
   - Dobra, Ja w to nie wnikam - co ja z nimi mam.
   Dam i Mar wdali się w jakąś dyskusje, która nie miała żadnego sensu.. Ja przyglądałam się jakiemuś jednemu punktowi znajdującym się za nimi. I odpłynęłam do krainy swoich myśli, marzeń... Także w mojej głowie siedział cały czas Dawid.. Wiem, to co zrobił jest niewybaczalne, ale ja go nadal kocham i nie umiem od tak go wyrzucić ze swojego serca. Nie wiem..Nie wiem, co robić, co myśleć. Byłam z nim 2 lata, a to do tej pory był mój najdłuższy związek, gdyż pozostałe trwały nie więcej niż jeden miesiąc. MUSZĘ ZAPOMNIEĆ. PAMIĘTAJ, NIE RÓB TEGO, NIE ZAPOMNIJ O NAS. STOP! Nie słuchaj.. ZAPOMNIJ. Jeśli nie przestanę wspominać przeszłości to nigdy nie będę w przyszłości szczęśliwa. Kłótnia bez sensu. Pomiędzy TYM, CO WIEM I TYM, CO CZUJĘ. Jestem rozdarta.. Do mojej głowy przybywało coraz to więcej nowych myśli.. NIE wytrzymałam..
   - STOP! PRZESTAŃ! - ryknęłam. Złapałam się za głowę.
   Rozmowa UCICHŁA... Patrzyli na mnie PRZERAŻENI... W ich oczach zapewne wyglądam jak jakaś OPĘTANA... NIEPEWNIE ruszyli w moim kierunku.
   - Jaa.. PRZEPRASZAM, przepraszam... - czy aby tych myśli było jak za wiele na moją głowę? - Jestem POTWOREM.
   - Nie jesteś.. - zaczął Dam - nie byłaś i nigdy nie będziesz.. Chodź, zaprowadzę Cię do domu - podszedł do mnie i pomógł mnie wstać z ziemi. 
   Ruszyliśmy w trójkę, Mar na przodzie, a ja z Damianem z tyłu. Pilnował mnie. Ale za chwilę będzie najgorsza część drogi. Idąc z lasu do mojego domu domu trzeba przejść przez PARK. Boję się trochę, że spotkam tam JEGO.. A co wtedy? Właśnie przed chwilą się dowiedziałam, że jestem zdolna do wszystkiego. BOJĘ SIĘ. O siebie. Najbardziej o PRZYJACIÓŁ. Żebym im czegoś przypadkiem nie zrobiła.
   PARK. PRZEKLĘTA droga. PRZEKLĘTA ścieżka. I te wszystkie ławki. Obserwowałam je wszystkie. PARK był praktycznie pusty. Tylko ostatnią ławkę ktoś zajmował.. Tą, która znajdowała się najbliżej mojego domu..
   - Przepraszam Was. Dzwoniła do mnie mama i muszę na razie iść do domu zająć się młodszą siostrą.. Przyjdę do Was wieczorem, paa - pożegnała nas całusami w policzek i ruszyła do siebie.     
   Zostałam sama z Damianem. Coraz to bardziej zbliżaliśmy się do tej ŁAWKI.. Jeszcze kilka metrów.. Kilka kroków.. I właśnie czego najbardziej się obawiałam. Na ławce siedział on..

~-~

A więc tak.. Tytuł bloga mówi całkiem co innego, ale to dopiero z czasem.. Bo bez sensu by było, gdyby wszystko toczyło się zbyt szybko.. Jakby wszystko toczyło się szybko, to bym nie miała żadnego pomysłu na tego bloga.. 
Ale okey..
Tak oto prezentuje się oto rozdział pierwszy.. Co do drugiego mam już pomysł..
Ale nie zdradzę.. xdd
A na chwilę obecną bye ;dd
PS Nie umiem pisać tych notek końcowych xdd
PS.2 Rozdział jest okropny.. :D

Prolog

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że TO przypadkowe spotkanie tak wiele zmieni w moim życiu...
Że w przyszłości będę aż taka szczęśliwa...
Że będę miała przy sobie osobę, która będzie mnie kochać i dla której będę ważna...
W ogóle do tej pory nie mogę zrozumieć, że taki chłopak jak ON w ogóle zwrócił  na mnie jakąkolwiek uwagę..
Mógł mieć każdą jak ja każdego...
Jednak on wybrał mnie...
Nie zawsze pomiędzy nami było kolorowo...
Ale przetrwaliśmy to wszystko, gdyż nasza MIŁOŚĆ była silniejsza od wszystkich przeciwności losu, które nas spotykały...

~-~

I tak oto prezentuje się prolog.. Wiem, głupi on i taki bez sensu, ale no cóż.. Początki są właśnie najtrudniejsze w tym wszystkim. Jeszcze tak dodając ta historia będzie o mnie i o Abrahamie Mateo.
Hmm.. To chyba byłoby dziś na koniec ;D
A co do rozdziału pierwszego to jeszcze nie wiem, kiedy się on pojawi..
Miłego wszystkim i do następnego..
Bye ;**